Uncategorized

cd…keep calm

Podczas odwijania, z małej szparki wysunął się mały czarny i mokry nos. Za nosem wyszło ucho a następnie kawałek łapy. Po kolejnej minucie odwiązywania i odwijania, to coś było już w całej okazałości małym psim szczeniakiem.

– O Boże! Co za kundel zapchlony! Co ja mam teraz z tobą zrobić? Ja się tu zabić przyszłam a nie ratować cokolwiek!

Szczeniak chyba nie zrozumiał tego wywodu, spojrzenie miał przepełnione jednocześnie strachem i radością oraz wdzięcznością. Widziała, że szczeniak miał świadomość, że ma w jego życiu nastąpić coś kiepskiego i czuł, że Luiza jest jego wybawcą. Zaczął delikatnie merdać ogonem, jakby chciał jej powiedzieć ;

– Dziękuję, i zobacz jakim jestem ładnym psiakiem, w dodatku nie mam pcheł.

Zaczęła mu się przyglądać, zastanawiając się czy to jakaś rasa…

– O nie. Co ja robię? Co mnie jakaś rasa obchodzi? Bądź czym tam chcesz! Nie chce się z tobą integrować. Plany mi pokrzyżowałeś …łaś? No dobra pokaż kim jesteś bo nawet nie wiem jak się do ciebie zwracać.

Mówiąc to, zaczęła wywijać szczeniakiem nie do końca delikatnie. Zupełnie jakby nie wiedziała gdzie jest ogon – mimo to, że widziała jak do niej zamerdał. Absolutnie nie miała ochoty na zaprzyjaźnianie się z kim lub czymkolwiek. Zbyt długo nie mogła jednak udawać, że nie może ogona znaleźć. Tym bardziej, że szczeniak znowu zaczął się bać, co było widać po trzęsącym się ciałku. Trochę Luize zakłuło w mostu na ten widok. W końcu nie chciała się bardziej przyczyniać do nieszczęścia tego czegoś.

– Taa.. Jesteś dziewczyną. I co ja mam teraz z tobą zrobić? Spróbuje ci znaleźć dom bardzo szybko. Bo ja mam swoje plany. Na dzisiaj to już można powiedzieć „miałam”. I widzisz co narobiłaś?

– Przestań. A co ona ci narobiła. Gdybyś wcześniej skoczyła to nie miałabyś teraz tego kłopotu.

– No tak, ale jej też by mogło już nie być, bo albo by wpadła do rzeki albo następne auto przejechałoby po niej..

– No, no, no. Zaczynamy bawić się w nianie?

– Nie. Znajdę bardzo szybko dla niej dom i wracam do swoich planów.

Prowadząc swój dialog wzięła szczeniaka na ręce i wróciła w stronę domu. W głowie kłębiły się rozmaite pomysły na osoby, do których mogłaby zadzwonić i wcisnąć psa.

– Kurcze, o kim nie pomyślę to już ma psa albo dwa albo koty..

– Serio? Tylko ty zostałaś sama nawet bez zwierzaka?

– A co w tym dziwnego? Ledwo na kwiaty czas znajduję.

– No teraz to czasu nie będzie ci brakować  – sarkastycznie zachichotał głos wewnętrzny, z którym każdego dnia prowadziła sprzeczki,

– Bardzo śmieszne.

Prowadząc swoje dialogi doszła do mieszkania. Raczej do miejsca, z którym  jako mieszkaniem pożegnała się wychodząc z niego. Miała przekonanie, że tu nie wróci. Klucze zostawiła pod wycieraczką. Były zawinięte w kartkę z napisem „zapraszam do środka i rozgość się, bo ja tu nie wrócę”. Wyjęła klucz a kartkę zgniotła, wkładając ją do kieszeni i tylko dodała pod nosem;

– Nawet to mi nie wyszło…za to doszedł kolejny problem…pies..

Otworzyła drzwi i postawiła szczeniaka na podłodze.

– No właź. Tu na jakąś chwilę zamieszkasz. Zaraz ci kogoś znajdę. Kogoś, kto się będzie umiał zatroszczyć o ciebie.

– Hmmm…bo ty nie potrafisz…

– Ja nie potrafię i nie chcę potrafić. Jasne?

– Jasne, jasne. Nie musisz uczyć się opiekować, ale musisz nauczyć się odczytywać kiedy pies chce do kibla…

W tym momencie Luiza zobaczyła jak szczeniak przykucnął na środku podłogi i oddał to co było zbytecznym balastem w jego, w sumie nie za dużym brzuszku.

– O w morde! Ty srajdo jedna!

Wystraszona psina schowała się pod fotel. Słychać było jak głośno oddycha.

– Bój się teraz! Bój! Jeśli sądzisz, że będę po tobie sprzątać to się grubo mylisz!!!

– No dobra, to kto to sprzątnie? Przecież poza wami tu nikogo nie ma, a ten szczeniak…cóż, nie sądzę..

– W morde! Czułam, że jeszcze sobie kłopotów narobię. Srajda! Tak masz na imię! Srajda!

– Ładne imię nawet, a jak będzie zdrobniale?

– Srusia. Srusia bo dziewczyna.

– Ależ żeś wymyśliła! Lusia – Srusia.

– No i dobrze. Pasuje. Zaraz znajdę jakiś koc dla niej. W sumie dobrze, że nikt jeszcze tego klucza pod wycieraczką nie zauważył.

– Ciebie nie zauważają to dlaczego mieliby twój klucz zauważyć.

– Zobaczysz, że kiedyś cię zabije za to dogadywanie.

– Wiem, ale jeszcze nie dzisiaj.

– Tak, nie dzisiaj, teraz muszę znaleźć jakieś posłanie, a raczej coś na to posłanie, a jutro zacznę szukać jej domu. A potem cię zabiję.

– Dobra, dobra, pamiętaj jeszcze o jakimś jedzeniu dla Srajdy. Przepraszam – Srusi.

– Nie mam zamiaru jej czegokolwiek kupować. Zje to co zostało w domu. Chleb z masłem jest. I ok.

Srusia długo nie chciała wyjść spod fotela. Ale po dwóch godzinach postanowiła wystawić delikatnie jedną łapę. Po chwili, zorientowawszy się, że nic złego się nie stało, postanowiła wystawić drugą, a po chwili wyszła cała. Spojrzała na Lusię wielkimi, wilgotnymi oczyma. Ogon trzymała w gotowości bo nie była pewna czy może zamerdać czy lepiej podwinąć go i wrócić pod fotel.

– Wyłaź Srusia, masz tu chleb z masłem.

Mówiąc to, Lusia wyciągnęła w stronę szczeniaka rękę z nadgryzioną kromkę chleba. Długo nie musiała czekać na reakcję. Mala Srusia, pomimo strachu, wyciągnęła szyję tak jak tylko mogła aby dostać się do poczęstunku. Po pierwszym kęsie nabrała zaufanie i przybliżyła się do Lusi. I tak gryz za gryzem zjadła wszystko.

– Masz apetyt, nie ma co. To była spora kromka. Nic dziwnego, że potem sadzisz takie kwiaty do sprzątania. Zaraz wyjdziemy na dwór i musisz się tego nauczyć. Dwa razy powtarzać nie będę. Poza tym nie mam smyczy, więc idziesz luzem, jak się zgubisz to twoja sprawa – dla mnie lepiej.

Na zewnątrz było już prawie ciemno. Lekki i ciepły wiatr delikatnie rozdmuchiwał włosy Lusi. Po całym dość upalnym dniu, ten powiew był jak rozluźniający masaż. Ona sama też zauważyła, że spacer jest bardzo przyjemny. Wzięła w nozdrza kilka głębokich oddechów, poczuła miłe odprężenie.. które  zakłóciła jej towarzyszka życia czyli głos wewnętrzy;

– Co się tak rozmarzyłaś?

– A co? Nie mogę? Wieczorem ptaki śpiewają i ..

– Od kiedy taka muzykalna jesteś?

– Zawsze byłam tylko tego nie widziałaś.

– Jakoś poza mną inni też tego nie zauważyli.

– Bo jakoś nie śpiewałam w towarzystwie.

– Gdybyś powiedziała, że śpiewasz w jakimś towarzystwie, to chętnie bym się dowiedziała a jakim,hi,hi

– Twoja złośliwość jest jak znęcanie się nad zwierzętami.

W tym momencie przypomniała sobie, że przecież wyszła na spacer z psem, z zamierzeniem aby go zgubić… odruchowo sprawdziła czy psiak jest gdzieś w pobliżu, czy może „problem” sam się oddalił, co uwolni ja od dalszych działań związanych z nim. Srusia jednak dreptała uparcie w bardzo bliskiej odległości od Luizy. Jakby czuła, że musi się szczególnie wysilić i dotrzymać kroku. Luiza zatrzymała się aby sprawdzić reakcje Srajdy. Przepraszam Srusi. Srusia zatrzymała się również. Zadarła pyszczek do góry z pytającym spojrzeniem „i co teraz? Wracamy do domu?”

– Dobra Sruśka, zrób tam wszystko co masz do zrobienie bo do rana nigdzie nie wyjdziesz. Wracamy do domu. – co jak gadam? Do jakiego domu?

– Dobra Srusia, poprawka. Zrób wszystko co masz do zrobienia bo wracamy do twojej chwilowej przechowalni.

Srusia jak na komendę schowała się na chwilę w krzakach, aby za moment wyskoczyć z merdającym ogonem wprost pod nogi Lusi.

Tak też wróciły razem do miejsca, którego nazwa na dzisiaj była dość skomplikowana. Najbliższa dla obu była chyba „noclegownia”. Luiza sama nie chciała wracać do tych ścian i za nic w świecie nie chciała przyzwyczajać do nich psa.

– Srusia, tu w koncie jest koc, dzisiaj to jest twoje łóżko. Dobranoc.

…cdn ale już w pełnym wydaniu książki..

Dodaj komentarz