true story

Keep calm

Stała na krawędzi mostu. Podniosłą swoją prawą nogę aby wykonać ten decydujący ruch. Ruch, który ma zakończyć wszystko to, na co już nie ma siły i z czym już nie chce walczyć. Rozejrzała się po raz ostatni po okolicy. Była piękna. Fakt. Uśmiechnęła się nawet leciutko. Zawsze lubiła ten most. Wysoki i potężnej konstrukcji, unoszący tysiące aut każdego dnia. Po bokach ma szerokie chodniki dla tych, którzy przychodzą tu, na ten ponad półkilometrowy spacer nad wodą, dla tych widoków właśnie. Sama robiła to codziennie. Oglądała piękny, turkusowy kolor wody, który ze szmerem poruszał się raz wolniej a raz szybciej, ale zawsze w swoim tempie, nie patrząc na miejski pośpiech. Oglądała obydwa piaszczyste brzegi, mocno porośnięte krzewami z bujnym kwieciem i tatarakami. Między tatarakami i wysokimi trawami zawsze stały ławeczki, gotowe do ugoszczenia każdego, kto doceniał to miejsce. Ona też często przesiadywała na nich. Jeszcze wtedy, gdy nie była samotną i przed czterdziestką, tylko młodszą i zakochaną. Była przekonana, że te urokliwe zakątki zawsze będą czekały na nią i jej wybranka. Miejsce było magiczne o każdej porze roku. Pewnie dlatego wybrała je na swoje ostatnie pożegnanie.

W myślach krążyły jej wszystkie historie, przez które tu się znalazła i wiecznie obecne dyskusje z samą sobą…

– No nie, kocham ten widok ale kontempluję go codziennie, więc dzisiaj już nie muszę. Dzisiaj już wreszcie nic nie muszę. Nawet na niego nie muszę patrzeć.

– Nie podkręcaj się. Widok ładny i on ci nic nie zrobił.

– Nie podkręcam, ale nie będę się teraz jeszcze denerwować mocniej niż jestem.

– Ok, jesteś wystarczająco wkurzona, uspokój się jednak tym cudnym widokiem abyś mogła go zapamiętać.

– Dokładnie to robię! Zaraz! Ale po co mam go pamiętać skoro mnie już nie będzie i nic nie będę pamiętać?

– Bo go lubisz..

– Dobra, popatrzę sobie aby mi było łatwiej skoczyć.

– No właśnie, podnoś tę nogę..

– Podnoszę przecież..

– Nie tą !  tą drugą! Na tej zawsze miałaś gorszy krok.

– A co za różnica jaki miałam krok? Przecież mam w dół lecieć a nie przed siebie!

– W bok czy w dół nie ma znaczenia, zrób tak abyś nie musiała poprawiać.

– A dlaczego to niby po mnie trzeba wszystko poprawiać? Mówisz jak ciotka, przez którą nadali mi to cholerne imię Luiza. Co za idiotyzm dać na imię Luiza a potem całe życie wołać Lusia. Lusia-Srusia! Nawet to mi nie wyszło.

– Nie mówię, że wszystko ci nie wychodzi, ale z tym skokiem byłoby dobrze aby poprawka nie była konieczna. Polecisz kiepsko i zamiast zakończyć wszystko to rozpoczniesz na nowo i to jako roślinka..

– No roślinka…roślin mi szkoda w domu, ciekawe kto je będzie podlewał…?

– Miej je w dupie! Ile razy miałaś zmarnowane wyjazdy bo zastanawiałaś się czy kwiaty już zwiędły czy jeszcze trochę wytrzymają?

– Tak! Masz racje!  To znaczy ja mam racje! One też mnie doprowadzały do szału! czyli są współwinne wszystkiemu co się teraz wydarza!

– Dokładnie. Masz wybrakowaną rodzinę, swojej nie założyłaś bo ciągle „coś”, twój były dawno cieszy się rodziną z twoją następczynią, i jesteś sama i beznadziejna.

– Chwilunia. Już wszyscy naokoło mnie dobijają, to chyba wystarczy, ty nie musisz kopać leżącego.

– Nie kopię leżącego, za chwilę cię kopnę abyś wreszcie ruszyła swój tyłek i zrobiła ten krok do przodu! Tak jest lepiej.

– Jasne, szef też zwalniając mnie mówił, że to dla mojego dobra.

– I trzeba było wziąć odprawę i wyjść.

– Chciałam, ale mógł nie kontynuować, że jak za długo pracuje się w jednej firmie to nikomu na zdrowie nie wychodzi!

– No i tu powinnaś wziąć odprawę i wyjść powtarzam!

– Nie sądziłam, że zrezygnuje z przekazania koperty z odprawą.

– No serio? Nie sądziłaś, że jak usłyszy, że jest tępym dupkiem, któremu z ust śmierdzi to zabierze kopertę?

– No nie.

– Lepiej wróć do widoków, będzie się lepiej skakać.

– Może lepiej myśleć o tym tępym dupku, wkurzona skoczę mocniej.

– Jak chcesz mu dedykować swój skok to bardzo proszę.

– Ciągle mi mówisz co mam robić a przecież… o matko co to ?!

W tym momencie przejeżdżający samochód zwolnił raptownie, i z otwartego okna ktoś wyrzucił jakieś zawiniątko. Pakunek miał kształt kuli, ale takiej nie do końca regularnej.  

– Boże co to? Może to bomba?

– No i masz co chciałaś! Zamiast szybko skoczyć i pokazać światu, że możesz, to teraz skończysz jako przypadkowa ofiara ataku terrorystycznego. Teraz inni zamiast żałować tego, że się z tobą źle obchodzili, to powiedzą, że jesteś biedną ofiarą i nawet spacer ci się nie udał.

Małe zawiniątko poruszyło się delikatnie i zaskomlało delikatnym głosem. Luiza była absolutnie zdezorientowana. Bomba raczej nie skamle, i nie porusza się.

– Nie, nie wiem co tam jest i nie chcę wiedzieć.

– Bardzo dobrze, nie odwracaj się i nie sprawdzaj.

– A jak to coś potrzebuje pomocy?

– Nie wariuj. Przyszłaś tu w innym celu.

Luiza kolejny raz podniosła nogę, ale zamiast zrobić krok do przodu, przełożyła ją przez barierkę, a za nią przełożyła drugą nogę. Ciekawość wygrała. Wolniutko zaczęła zbliżać się do zawiniątka. Był to dość dokładnie zapakowany szary koc w kulkę z zawiązanymi końcówkami na supeł. Zaczęła nerwowo rozwiązywać. Z jednej strony koc był mokry;

– Jak to? To coś już było w rzece? O kurde! To coś się zsikało!

—– CDN

Dodaj komentarz