true story

Iwanowo, pani etażowa i kolacja z modelkami.


Jedna z pierwszych poważnych podróży, która została w moim i sercu i umyśle na zawsze. Piszę „poważna podróż“, ponieważ pierwsze zagraniczne podróże odbywałam w dzieciństwie z rodzicami, a tutaj była to poważna podróż służbowa. Wśród koleżanek modelek i części dyrekcji Domu Mody Telimena. Iwanowo jako zaprzyjaźnione miasto z Łodzią (były to lata 80-te XXw.), zaprosiło polski dom mody z pokazami nowych kolekcji. Był piękny wrzesień i ja na wyjeździe obchodziłam swoje 19-te urodziny… Opowieść można zacząć od tego, że każda z nas faktycznie nosiła ubrania „spod lady“, czyli coś czego w sklepach nie było, wtedy w sklepach generalnie niewiele było. Choć dzisiaj wydaję się to niemożliwe, wszędzie królował kolor szary i buraczanobrązowy w dwóch- może trzech fasonach. W Iwanowie było jeszcze gorzej…

O przybyciu grupy modelek do hotelu wieść rozeszła się szybko wśród „etażowych“. Etażowych, czyli „pań piętrowych“, czyli pań pilnujących pięter w hotelu… tak,tak.. każde piętro było pilnie strzeżone przez panią siedzącą za biurkiem przy windzie i z bacznym okiem na schody. Każdy gość musiał pokazać pani etażowej kartkę z meldunkiem w hotelu, i gdy pani zadecydowała o prawdziwości karteczki wydanej na dole w recepcji, gość mógł otrzymać klucz od swojego pokoju aby do niego wejść. Cóż, było śmiesznie i tłumaczyłyśmy sobie „że to dla bezpieczeństwa gości“. Jakież było nasze zdziwienie, gdy następnego dnia po przyjeździe, gdy wróciłyśmy do pokoi po próbach, stwierdziłyśmy, że nasze walizki zostały opróżnione i widać było, że każda rzecz była przymierzana przez kogoś. Nawet nikt nie próbował tego ukryć, wszystko leżało na łóżkach obok walizek. Gdy poszłyśmy do pani etażowej z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji, pani tylko spojrzała na nas z dziwnym grymasem i spytała;

– Ale o co wam chodzi?

– Jak to o co? Ktoś ruszał nasze prywatne rzeczy?!

– No i co z tego? Cieszcie się, że są. Jutro przyprowadzam do was moją bogatą przyjaciółkę bo chce od was coś kupić.

– ??? kupić??? To są nasze rzeczy, w których chodzimy, one nie są na sprzedaż..

– Dzisiaj chodzicie wy a jutro ktoś inny. Wrócicie do polski to sobie kupicie nowe, i po co te dyskusje?

Nie istniały wtedy smartfony aby zrobić sobie selfi z naszymi minami…ale jeśli wyglądałam tak samo jak moja współspaczka z pokoju – to był to wizerunek osła oglądającego kosmitę…

Zgodnie z obietnicą pani etażowej, następnego dnia odwiedziła nas z trzema koleżankami… Tym razem była na tyle miła, że poczekała aż wrócimy do pokoju. Gdybym chciała teraz opisać co się działo w naszym pokoju przez kolejne dwie godziny, musiałabym poświęcić na to parę kolejnych stron. Panie przyjaciółki były w różnych rozmiarach, natomiast nie stanowiło to dla nich przeszkody aby wciskać się w rozmiar 36.  Efekt był taki, że zostałyśmy z pustymi walizkami. Dzielnie walczyłyśmy o swoją bieliznę i jakiekolwiek kosmetyki… aby cokolwiek nam zostawiły do naszego wyjazdu… Wywalczyłyśmy (ufff..) aby odbiór rzeczy nastąpił dzień przed naszym wyjazdem, a pani etażowa pilnowała czujnie aby nikt inny już do naszych pokoi nie miał wstępu – był to jakiś plus. Były też inne plusy tego – moje urodziny „na bogato“, kawior i szampan z tańcami.

W wieczór poprzedzający tą naszą rozbiórkę, była oficjalna kolacja z udziałem delegacji i (jak to określono) dla ozdoby zaproszono modelki. Nas. Dworując sobie, że przecież my i tak jadamy tylko liście sałaty i pijemy herbatę bez cukru.  Nikt z nich się wtedy nie spodziewał, że może być inaczej. A kolacja byłą faktycznie wystawna. Tam też jadłam pierwszy raz w życiu śliczne małe pierożki z łososiem i tuńczykiem. Były zrobione wyśmienicie. Ugotowane na parze, a potem leciutko podsmażone, ale tylko tak dla delikatnie chrupiącej pierwszej powłoki ciasta, bo w środku wszystko było miękkie i soczyste. Oblane były gęstą i kwaśną śmietana, i oprószone dość obficie kolorowym pieprzem. Długo pamiętałam ten smak. Był wyjątkowy. Oczywiście nie była to jedyna smakowita część kolacji, co każda z nas zauważyła. Po magicznych słowach od gospodarzy „smacznego – czym chata bogata“, każda z nas, zgodnie z zaproszeniem częstowała się wszystkim. Sądzę, a raczej nie sądzę, jestem pewna, że ilość zjedzona przez chude modelki wprawiła w osłupienie gospodarzy w podobny sposób jak nas pani etażowa. Tak więc bilans osłupień wyszedł na zero. Na zakończenie kolacji, nasz gospodarz w dyplomatyczny sposób podsumował mówiąc, „to miłe, że nie wszystkie historie o modelkach są prawdziwe“.

Niech każdy te słowa dołoży do własnej historii na temat oceny innych:)

Ja w dniu powrotu, w walizce, zamiast ubrań, wiozłam ciężki, odlewany w jednej części tłuczek do mięsa (do dzisiaj dzielnie służy chociaż już od lat nie do mięsa), ciężkie metalowe koło do ćwiczeń ładniejszej talii i trochę złotych łańcuszków, które panie przyjaciółki wciskały w ręce zabierając nasze rzeczy.

Historia z biznesem, której nigdy nie zapomnę. Nie raz wracałam pamięcią do tamtego czasu i zastanawiałam się czy ten hotel nadal istnieje? Czy nadal jest tak dobre jedzenie? Sądzę, że czas pań etażowych już jest za nami, ale to wszystko miało swój niepowtarzalny urok.

Dodaj komentarz